Pytanie dość przewrotne, bo można na nie odpowiedzieć: to zależy. Przyjmując jednak, że babcia czy dziadek lubią gotować, to taki prezent może się okazać bardzo przydatny i trafiony. Ale od razu pewnie pojawi się multum obiekcji, które skutecznie będą torpedować taki pomysł.
Kiedyś to była stal, nie to co teraz.
Starsze osoby pamiętające lata powojenne uwielbiają je przyrównywać do czasów dzisiejszych. Wychowane na nożach i zastawie polskiego producenta, przez dziesięciolecia nie miały tak faktycznie większego wyboru. Więc wyznacznikiem jakości na lata pozostały noże kuchenne firmy Gerlach. I być może częściowo jest to racja, gdyż ówczesne huty produkowały stal z tego, co pozostało po wojnie. Nikt się za bardzo nie zastanawiał nad składem chemicznymi i myślę, że parametry wytrzymałościowe stopów mogły być imponujące. Pamiętajmy jednak, że japońska stal jest unikalna na skalę światową ze względu na wulkaniczne położenie kraju. Nie darmo w rejonie Seki powstało zagłębie nożowe.

Takim ostrym japońskim nożem kuchennym to z pewnością się skaleczę.
Amerykańscy naukowcy dowiedli, że najczęściej kaleczymy się tępym nożem kuchennym. Być może jest w tym więcej niż odrobina prawdy. Operując w kuchni stępionym ostrzem przykładamy znacznie więcej siły (męcząc dłoń i przedramię) i zwracamy stanowczo mniej uwagi na sposób krojenia. Bo w głowie mamy przekonanie, że tak tępym nożem to z pewnością sobie krzywdy nie zrobimy. A zmieniając nóż na japoński i super ostry musimy od nowa uczyć się kroić. Jednak wszelkie prace kuchenne idą już w zupełnie innym tempie. Więc myślę, że warto sobie pomóc.
Taki nóż japoński to pewnie fortunę kosztuje.
Argument koronny prawie wszystkich początkujących w temacie japońskich noży kuchennych klientów. Oczywiście są noże starych japońskich mistrzów kuźnictwa, na które się czeka latami, i które kosztują jak mały samochód. Jednak przygodę ze sprzętem kuchennym wyprodukowanym w Kraju Kwitnącej Wiśni można swobodnie zacząć od tańszych noży kuchennych. Sam zresztą taką sytuację przeżyłem, gdzie przez miesiące namawiałem bliską mi starszą osobę do „przerzucenia” się na „japończyka”. Dobrym pomysłem w taki przypadku jest np. seria SANKEI z kuźni Masahiro. Ja jednak wybrałem bardziej agresywny i bardziej japoński kształt noża dając w prezencie nóż typu Bunka. I teraz mam za swoje, bo co 3-4 miesiące dostaję go z powrotem aby naostrzyć, bo… przecież tępym nożem to nie da się w kuchni pracować!
Sławomir Bieroń – znawca i pasjonat sztuk kulinarnych
Zdjęcia: OMC (dla sklepu Souschef.pl)